sobota, 30 sierpnia 2014

Podsumowanie wakacyjne

Cóż, już za niecałe 30 minut rozpocznie się ostatni dzień wakacji. Ubolewam nad końcem wolnego czasu, który przeznaczałam na czytanie, ale także i pisanie, chociaż oczywiście koniec wakacji nie oznacza końca czytania :) Nawet w nawale pracy trzeba czasami znaleźć chwilę na odrobinę przyjemności przy herbacie (kawa dla kochanej Elle i innych kawoszy) i dobrej powieści na kolanach.

Anna & Elle (zsumowanie wakacyjnych wyników):
Liczba przeczytanych książek od 01.07.14 - 31.08.14 : 27
Liczba przeczytanych mang od 01.07.14 - 31.08.14 : 18

Czyste szaleństwo :)
Nasz blog jest nowy, więc mam nadzieję, że wesprzecie nas w początkach recenzenckiej działalności.

A teraz się przyznajcie: a wy ile przeczytaliście w te wakacje? XD

"Posłaniec" - Markus Zusak



Tytuł:
Posłaniec
Tytuł oryginalny: The Messenger
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
ISBN: 9788310116437
Liczba stron: 352
Anna - moja ocena: 7 / 10

Poznajcie Eda Kennedy’ego – przeciętnego taksówkarza, kiepskiego karciarza, pechowca w miłości. Mieszka w ruderze na przedmieściach, dzieli się kawą ze swoim psem Odźwiernym i darzy uczuciem koleżankę Audrey. Jego życiem rządzą spokojna rutyna i brak perspektyw – do chwili, gdy pewnego dnia niechcący powstrzymuje napad na bank.
I wtedy pojawia się pierwszy as.
Wtedy Ed zostaje Posłańcem.
Tak oto wybrany, wędruje przez miasto, pomagając i cierpiąc (jeśli to konieczne), aż pozostanie już tylko jedno pytanie – kto stoi za jego misją?

Markus Zusak to znany pisarz, rozpoznawalny szczególnie dzięki swojej powieści "Złodziejka książek", z którą niestety nie miałam jeszcze okazji się zapoznać, ale mam nadzieję, że niedługo nadarzy się okazja. Zabierałam się do "Posłańca" niczym pies do jeża, nieco zniechęcona dziwnym stylem pisania autora i jego dosyć oryginalnym sposobem kreowania fabuły. Czytałam najpierw wolno, męcząc się z każdą stroną, a potem wciągnęłam się i razem z głównym bohaterem przeżywałam coraz to kolejne "wiadomości", które musiał on dostarczać ludziom w swoim miasteczku.

Bohaterowie
"Poznajcie Eda Kennedy'ego – przeciętnego taksówkarza, kiepskiego karciarza, pechowca w miłości." - tak właśnie zaczyna się opis książki i już po pierwszym rozdziale czytelnik orientuje się w prawdziwości tych słów i jednocześnie beznadziejności życia głównego bohatera. Jeździ on starą, wysłużoną taksówką, mieszka w starej ruderze ze swoim psem-kawoszem Odźwiernym (jedną z moich ulubionych postaci) i codziennie dostrzega banalność swojego małomiasteczkowego życia, jednak nie ma pomysłu ani chęci, by coś z nim zrobić. Ed jest tak przeciętny i zwyczajny, że to wprost odświeżające i wywołuje na moich ustach uśmiech. Po tylu książkach, gdzie główny bohater jest od początku kimś wyjątkowym, mimo że sam tego nie dostrzega lub inni także, a potem chcą tę wyjątkowość wykorzystać na wszelkie możliwe sposoby, "zwyczajny Ed" z miejsca stał się najsympatyczniejszym elementem całej tej historii. Ale oprócz niego jest przecież także Marv ze swoim rozpadającym się samochodem, bezrobotny i obojętny niemal na wszystko Richie, a także Audrey, w której podkochuje się Ed i nie jest to żadną tajemnicą. Każdego z tych bohaterów moglibyście spotkać w rzeczywistym świecie, za co powieść zasłużyła na wielkiego plusa z mojej strony.

Fabuła
Pomysł posłańca niosącego wiadomości, niekoniecznie z własnej woli, jest bardzo oryginalny i z takim nie spotkałam się w żadnej dotychczasowej powieści. Nie ma tutaj elementów fantastycznych, a mimo to człowiek, czytając "Posłańca", ma nieodzowne wrażenie, że trafił do Krainy Czarów. Spotykamy się tutaj z wieloma ludzkimi problemami, znanymi zwykłym zjadaczom chleba, jeśli nie z życia codziennego własnego lub kogoś znajomego, to choćby z telewizji lub gazet, takimi jak np. przemoc w rodzinie lub staruszkowie u schyłku swego życia osamotnieni przez rodzinę i znajomych. Ed staje się Posłańcem po to, by pomóc takim ludziom, nieco rozjaśnić ich życie lub po prostu uświadomić im pewne prawdy, których nie dostrzegali lub je ignorowali. Niemal na każdej stronie coś się dzieje, a mimo to akcja wcale nie dzieje się szybko - bardzo trudno to wytłumaczyć. Żeby zrozumieć, należy przeczytać.

Ogólne wrażenie
Książka, mimo kiepskiego pierwszego wrażenia i chwilowej niechęci po pierwszym rozdziale jest przyjemna i bardzo życiowa. Czytając ją i śledząc poczynania bohaterów, zwłaszcza Eda, ale nie tylko, przeżyjemy prawdziwą huśtawkę emocji. W jednym momencie śmiałam się z jakiegoś głupiego tekstu jednego z przyjaciół głównej postaci, a zaraz dopadał mnie niewyjaśniony stres i zdenerwowanie, po czym (najczęściej już na końcu powieści) wybuchałam płaczem (ze wzruszenia, radości lub smutku). "Posłaniec" to prawdziwy rollercoaster dla osób empatycznych jak ja, które wczuwają się w nawet najmniejszą błahostkę. Polecam lekturę "Posłańca", bo wywarła na mnie niezwykłe wrażenie. Nie jest to zdecydowanie lektura na jeden wieczór, którą pochłania się w całości, lecz dzieło, którym należy się cieszyć powoli, z rozwagą oraz pełną świadomością, by potem wyciągnąć z niego przydatne wnioski. Na początku nie wiedziałam, co mam napisać, jednak dałam się ponieść wrażeniom po lekturze i słowa jakoś spłynęły z moich palców, specjalnie dla was :)


Moja ocena
7 / 10

środa, 27 sierpnia 2014

"Dziewczyna, którą kochały pioruny" - Jennifer Bosworth


Tytuł: Dziewczyna, którą kochały pioruny
Tytuł oryginalny: Struck
Wydawnictwo: Amber
ISBN: 9788324146000
Liczba stron: 368
Anna - moja ocena: 6 / 10

Mia Price to dziewczyna, którą kochają pioruny. Los Angeles jest jednym z niewielu miejsc, gdzie czuje się bezpieczna. Do czasu gdy trzęsienie ziemi niszczy miasto. Wokół panuje chaos. Plaże zmieniają się w gigantyczne wioski namiotów. Śródmieście jest rumowiskiem. Nocami w opuszczonych budynkach odbywają się dzikie imprezy. Ich uczestników przyciąga w ruiny moc, której nie potrafią się oprzeć. Dwie walczące ze sobą sekty gromadzą coraz więcej wyznawców. I obie widzą w Mii klucz do wypełnienia dwóch apokaliptycznych proroctw… Tajemniczy Jeremy obiecuje ją chronić, lecz czy jest tym, za kogo się podaje? Mia nie jest tego pewna. Wie tylko, że jego dotyk jest bardziej elektryzujący niż uderzenie pioruna…

"Dziewczyna, którą kochały pioruny" długo leżała na mojej półce, zanim zabrałam się za lekturę. Zachęcała mnie okładka oraz tytuł, chociaż, gdyby spojrzeć na tytuł oryginalny, tłumaczenie nijak nie wyszło. Opis wydawał się intrygujący i kiedy tylko nadeszły wakacje (nareszcie wolny czas), zabrałam się za czytanie.

Bohaterowie
Mia Price, główna bohaterka książki, wydaje się być zwykłą nastolatką - nic bardziej mylnego. Mia jest chodzącym piorunochronem - cały czas pragnie poczuć moc burzy na własnej skórze, to jej obsesja i przekleństwo jednocześnie. Polubiłam ją, chociaż niektóre jej decyzje nie były zbyt mądre, a wieczne wątpliwości i niezdecydowanie irytowały mnie niemiłosiernie. Bardziej od głównej bohaterki polubiłam Katrinę - zdecydowaną, pewną siebie i silną duchem. Zaś jeśli chodzi o tajemniczego Jeremy'ego, którego Mia poznaje w dość dziwnych okolicznościach, to mam w związku z nim mieszane uczucia - jednocześnie intrygujący, a z drugiej strony nijaki. 

Fabuła
Nawiązanie do burzy było oryginalne, z takim jeszcze się nie spotkałam. Dwie walczące ze sobą sekty, wielkie trzęsienie ziemi, nadchodząca apokalipsa - to wydaje się bardziej oklepane, ale nadal ciekawi. Jeśli chodzi o kreowanie akcji, książka nieco mnie znudziła. Fabuła to jeden wielki chaos, który zniechęcał mnie do dalszego czytania. Znalazło się tutaj miejsce na wątek romantyczny, chociaż jak dla mnie zabrakło tutaj... no, nie wiem, romantyzmu? Kiedy uczucie między bohaterami nie ujawnia się do połowy książki, a potem pojawia się ni z gruszki, ni z pietruszki niemal na samym końcu, wprawia mnie to w konsternację i brzmi sztucznie - do teraz odbija mi się plastikiem.

Ogólne wrażenie
"Dziewczyna, którą kochały pioruny" nie powala, ale nie można jej zaliczyć do najgorszych pozycji z gatunku. Bohaterowie średnio zróżnicowani, fabuła dosyć ciekawa i nietrudne do zgadnięcia zakończenie. Pozycja na jeden wieczór, lekka, nie pozostawiająca po sobie większych emocji.

“Iskrząca chemia łączy młodych zakochanych, którzy zmierzą się z niebezpieczeństwem jak z Igrzysk śmierci i wyborem jak z Niezgodnej – w działającej na wyobraźnię scenerii katastroficznego filmu.” – Kirkus Reviews

Słowa zupełnie nietrafione - nie ma tu powiązań z "Igrzyskami śmierci", a także "Niezgodną" i fani obydwóch serii tutaj przytoczonych będą tego samego zdania, jeśli tylko przeczytają książkę Jennifer Bosworth.


Moja ocena
6 / 10

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

"Intruz" - Stephenie Meyer


Tytuł: Intruz
Tytuł oryginalny: The Host
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
ISBN: 9788324586998
Liczba stron: 560
Anna - moja ocena: 9 / 10

Przyszłość. Nasz świat opanował niewidzialny wróg. Najeźdźcy przejęli ludzkie ciała oraz umysły i wiodą w nich na pozór niezmienione życie. W ciele Melanie jednej z ostatnich dzikich istot ludzkich zostaje umieszczona dusza o imieniu Wagabunda. Wertuje ona myśli Melanie w poszukiwaniu śladów prowadzących do reszty rebeliantów. Tymczasem Melanie podsuwa jej coraz to nowe wspomnienia ukochanego mężczyzny, Jareda, który ukrywa się na pustyni. Wagabunda nie potrafi oddzielić swoich uczuć od pragnień ciała i zaczyna tęsknić za mężczyzną, którego miała pomóc schwytać. Wkrótce Wagabunda i Melanie stają się mimowolnymi sojuszniczkami i wyruszają na poszukiwanie człowieka, bez którego nie mogą żyć.

Początkowo zabierałam się do lektury dosyć mozolnie, z przeczuciem, że powieść nie trafi w moje gusta. Powieść "Intruz" znanej autorki Stephenie Meyer nie jest tak sławna jak jej saga zapoczątkowana tomem pt. "Zmierzch" (bo kto nie zna depresyjnego Edwarda i anemicznej Belli?), której bardzo rozdmuchana sława szerzy się na całym świecie. O istnieniu "Intruza" dowiedziałam się dosyć niedawno (jakieś dwa lata temu) i od tamtej pory omijałam tą pozycję szerokim łukiem. Dlaczego?, zapytacie zaciekawieni. Otóż, opowieści toczące się w przyszłości i obcy najeżdżający naszą biedną planetę brzmią dla mnie niczym Star Trek i nie za bardzo mnie interesują - wolę znane wszystkim wilkołaki, wampiry, wróżki i inne, najróżniejsze stwory, które zawładnęły rynkiem wydawniczym. Kiedy już przełamałam swój opór, zaczęłam swoją przygodę z Melanie i Wagabundą...

Bohaterowie
Melanie i Wagabunda różnią się od siebie charakterami i podejściem do życia - nic w tym dziwnego, skoro druga z bohaterek jest stworzeniem zupełnie odmiennym od człowieka i przeżyła wiele tysięcy lat, podróżując między innymi planetami odległymi od Ziemi, o których istnieniu żaden człowiek do niedawna nawet nie wiedział. Melanie - prostolinijna, bardzo ludzka, emocjonalna, zdeterminowana. Wagabunda - pokojowa, spokojna, zdezorientowana natłokiem uczuć, które wywołuje życie na Ziemi. Mimo różnic, Melanie i Wagabunda dzielą się jednym ciałem, co jest niewygodne zarówno dla nich, jak i innych bohaterów, których poznajemy nieco później. Początkowo rozmowy, które dziewczęta prowadziły w myślach, doprowadzały mnie do szewskiej pasji i przeszkadzały w czytaniu oraz rozumieniu całości tekstu, jednak potem przyzwyczaiłam się do nich na tyle, by zagłębić się w treść książki. 

Fabuła
Pomysł na fabułę jest na swój sposób oryginalny i jednocześnie przerażający - bo co by było, gdyby w kosmosie naprawdę żyły istoty, które mogą przejąć kontrolę nad naszymi ciałami oraz umysłami? Przez początkowe dwieście stron większość tekstu stanowiły opisy przyrody oraz wewnętrzne wynurzenia Wagabundy, niezmiennie przeplatające się z jej dyskusjami z Melanie. Jednak po męczeństwie nadeszła pora na narastające zafascynowanie z mojej strony, które w ostateczności przerodziło się w miłość - zakochałam się w bohaterach na zabój, a zwłaszcza w Ianie oraz Wagabundzie. Akcja przyśpiesza na końcu książki po to, by wprawić nas w wahania nastrojów - od euforycznej radości po rzewny płacz - po czym zostawia nas całkowicie rozbitych psychicznie. W internecie (jakże cudownym internecie!) znalazłam wzmianki o drugim tomie, który rzekomo ma zostać wydany w niedalekiej przyszłości. Czekam na to niecierpliwie.

Ogólne wrażenie
Książka "Intruz"może i wciągnęła mnie dopiero po pierwszych dwustu stronach, jednak ostatecznie polecam ją każdemu, kto lubi powieści o miłości, przyjaźni i walce o wolność. Wstrząsnęła ona moim światem i pozostawiła mnie rozbitą oraz rozchwianą emocjonalnie - zakochałam się jak nic! Fabuła wnosi coś nowego, świeżego na rynek wydawniczy i kusi okładką, ale jest ucztą nie tylko dla oczu, ale i umysłu.


Moja ocena :
9 / 10

Wstęp

Z tej strony przemawia do was Anna.

Blog powstał dzięki dwóm maniaczkom czytania - mnie oraz Elle - i skierowany jest do osób podzielających naszą pasję, obsesyjnie skupioną wokół tradycyjnych, papierowych cudów natury zwanych książkami oraz ich elektronicznych krewniakach. Chcemy podzielić się z wami naszymi opiniami, niekiedy zbyt szczerymi (a może to i lepiej), które mogą wam posłużyć jako swego rodzaju podpowiedź, która powieść jest godna uwagi, a do której należy podchodzić z pewną dozą ostrożności.
Mam nadzieję, że przyjmiecie nas tutaj ciepło i zostawicie po sobie ślad w postaci komentarza.

A n n a - nieuleczalna romantyczka cierpiąca na przewlekłe stadium książkofilis. Młoda autorka o przekonaniu, że realny świat jest tylko plastikową powłoczką, skrywającą kolorowy świat fantazji, którego odkrycie dane jest tylko zaciekłym bibliofilom. Zaczytana, nieśmiała, niezdolna do odczuwania obojętności wobec większości gatunków zwierząt oraz bezwzględna morderczyni przekonania, że polscy autorzy nie mają nic do zaoferowania nawet najbardziej wymagającym czytelnikom.

E l l e - wielbicielka cappuccino, prowadząca tryb nocny, kochająca haute couture, żyjąca starym kinem niczym w Cinema Paradiso, artystka. Introwertyk, niepoprawna romantyczka i marzycielka. Lubiąca inteligentny żart i ironię, zazwyczaj wdychająca zapach Wiecznego Miasta z nogami na stole i książką w ręku.

Tym miłym wstępem witam was w ramionach Książkoholików :)