środa, 27 sierpnia 2014

"Dziewczyna, którą kochały pioruny" - Jennifer Bosworth


Tytuł: Dziewczyna, którą kochały pioruny
Tytuł oryginalny: Struck
Wydawnictwo: Amber
ISBN: 9788324146000
Liczba stron: 368
Anna - moja ocena: 6 / 10

Mia Price to dziewczyna, którą kochają pioruny. Los Angeles jest jednym z niewielu miejsc, gdzie czuje się bezpieczna. Do czasu gdy trzęsienie ziemi niszczy miasto. Wokół panuje chaos. Plaże zmieniają się w gigantyczne wioski namiotów. Śródmieście jest rumowiskiem. Nocami w opuszczonych budynkach odbywają się dzikie imprezy. Ich uczestników przyciąga w ruiny moc, której nie potrafią się oprzeć. Dwie walczące ze sobą sekty gromadzą coraz więcej wyznawców. I obie widzą w Mii klucz do wypełnienia dwóch apokaliptycznych proroctw… Tajemniczy Jeremy obiecuje ją chronić, lecz czy jest tym, za kogo się podaje? Mia nie jest tego pewna. Wie tylko, że jego dotyk jest bardziej elektryzujący niż uderzenie pioruna…

"Dziewczyna, którą kochały pioruny" długo leżała na mojej półce, zanim zabrałam się za lekturę. Zachęcała mnie okładka oraz tytuł, chociaż, gdyby spojrzeć na tytuł oryginalny, tłumaczenie nijak nie wyszło. Opis wydawał się intrygujący i kiedy tylko nadeszły wakacje (nareszcie wolny czas), zabrałam się za czytanie.

Bohaterowie
Mia Price, główna bohaterka książki, wydaje się być zwykłą nastolatką - nic bardziej mylnego. Mia jest chodzącym piorunochronem - cały czas pragnie poczuć moc burzy na własnej skórze, to jej obsesja i przekleństwo jednocześnie. Polubiłam ją, chociaż niektóre jej decyzje nie były zbyt mądre, a wieczne wątpliwości i niezdecydowanie irytowały mnie niemiłosiernie. Bardziej od głównej bohaterki polubiłam Katrinę - zdecydowaną, pewną siebie i silną duchem. Zaś jeśli chodzi o tajemniczego Jeremy'ego, którego Mia poznaje w dość dziwnych okolicznościach, to mam w związku z nim mieszane uczucia - jednocześnie intrygujący, a z drugiej strony nijaki. 

Fabuła
Nawiązanie do burzy było oryginalne, z takim jeszcze się nie spotkałam. Dwie walczące ze sobą sekty, wielkie trzęsienie ziemi, nadchodząca apokalipsa - to wydaje się bardziej oklepane, ale nadal ciekawi. Jeśli chodzi o kreowanie akcji, książka nieco mnie znudziła. Fabuła to jeden wielki chaos, który zniechęcał mnie do dalszego czytania. Znalazło się tutaj miejsce na wątek romantyczny, chociaż jak dla mnie zabrakło tutaj... no, nie wiem, romantyzmu? Kiedy uczucie między bohaterami nie ujawnia się do połowy książki, a potem pojawia się ni z gruszki, ni z pietruszki niemal na samym końcu, wprawia mnie to w konsternację i brzmi sztucznie - do teraz odbija mi się plastikiem.

Ogólne wrażenie
"Dziewczyna, którą kochały pioruny" nie powala, ale nie można jej zaliczyć do najgorszych pozycji z gatunku. Bohaterowie średnio zróżnicowani, fabuła dosyć ciekawa i nietrudne do zgadnięcia zakończenie. Pozycja na jeden wieczór, lekka, nie pozostawiająca po sobie większych emocji.

“Iskrząca chemia łączy młodych zakochanych, którzy zmierzą się z niebezpieczeństwem jak z Igrzysk śmierci i wyborem jak z Niezgodnej – w działającej na wyobraźnię scenerii katastroficznego filmu.” – Kirkus Reviews

Słowa zupełnie nietrafione - nie ma tu powiązań z "Igrzyskami śmierci", a także "Niezgodną" i fani obydwóch serii tutaj przytoczonych będą tego samego zdania, jeśli tylko przeczytają książkę Jennifer Bosworth.


Moja ocena
6 / 10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz