niedziela, 19 października 2014

Dar wilka (Kroniki Wilczego Daru #1) - Anne Rice


Tytuł: Dar wilka
Tytuł oryginalny: The Wolf Gift
Wydawnictwo: Rebis
ISBN: 9788375109054
Liczba stron: 520
Anna - moja ocena: 9 / 10

Klify nad Pacyfikiem, piękna rezydencja z sekwojową puszczą w tle. Młody reporter otrzymuje zlecenie – ma napisać artykuł o niesamowitej posiadłości. Przypadkowe spotkanie dwojga ludzi i idylliczną noc przerywa brutalna napaść. Mężczyzna zostaje pogryziony przez bestię, której w nieprzeniknionej ciemności nawet nie widzi... Wkrótce ulega przerażającej, ale i dziwnie pociągającej przemianie. Jest zafascynowany nowo nabytą mocą, ale też pełen obaw. W chwili, gdy najmniej się tego spodziewa, znajduje miłość, ale przede wszystkim stara się zgłębić tajemnicę, która odmieniła jego los. Dlaczego i w jaki sposób otrzymał wilczy dar? Reporter wyrusza w trudną, pełną pokus podróż, by poznać swoją nową, dwoistą naturę: człowieka i wilka.

Po pierwszym, dosyć nieudanym podejściu do twórczości Anne Rice, którym była moja nieudolna próba przeczytania "Wywiadu z wampirem", skusiłam się na pierwszy tom nowego cyklu tej sławnej autorki powieści grozy. Mimo wielu obaw pomyślałam, że na pewno opowieść o wilkołakach bardziej mnie wciągnie niż inne powieści spod pióra Anne Rice, opowiadające głównie o losach znanym wszystkim krwiopijców. Wyszłam więc z toruńskiego Empika z "Darem wilka" pod pachą całkiem zadowolona. Gdy zaczęłam czytać pierwszy rozdział, mimowolnie pomyślałam, że zaraz przekonam się, czy dokonałam słusznego wyboru... I przekonałam się! Och, jakże lepiej nie mogłam trafić!

● Bohaterowie
Reuben, główny bohater powieści, zostaje dość brutalnym sposobem obdarzony tytułowym "darem wilka". Przechodzi niezwykłą, fascynującą i straszną zarazem przemianę, którą jest na równi zaabsorbowany, jak i przerażony. Reuben, dla wielu, a zwłaszcza rodziny i znajomych, Słoneczny Chłopiec lub Chłopczyk, zmienia się nie tylko zewnętrznie, ale i wewnętrznie, gdy w szybkim tempie dochodzi do siebie po ataku nieznanej bestii, unikając śmierci. Izoluje się od rodziny i własnej dziewczyny, próbując odkryć, czym tak naprawdę się staje. Gdy poznaje swoją prawdziwą miłość, odkrywa w sobie pokłady pasji, o której siebie nie podejrzewał.

● Fabuła
Opisy przemiany w wilkołaka, uszczegółowione oraz niezwykle plastyczne, jak i opisy polowań (nie tylko na zwierzynę leśną) stanowią prawdziwą gratkę dla czytelnika. Formując słowa spisane przez autorkę w swojej głowie, niemal słyszałam muzykę, którą Anne Rice zaklęła wśród pojedynczych wersów. Przedstawienie historii wilkołaka, potwora o ludzkim pochodzeniu, poddanego przemianie, jest tutaj głębokie i niemalże filozoficzne, co nadaje książce perfekcyjnego wydźwięku. Czytając, po prostu nie mogłam się oderwać. Powieść przesycona jest emocjami, nie pozostawia na czytelniku nawet suchej nitki, aż w końcu doprowadza do stanu, w którym nie wiemy czy śmiać się, czy może płakać. Niejedna zagadka wpleciona w fabułę oraz poszukiwanie przez głównego bohatera własnego "ja", a także jego głęboka przemiana psychiczna oczarowały mnie bez reszty.

● Ogólne wrażenie
Mimo nieudanego, pierwszego spotkania z twórczością Anne Rice, pokochałam "Dar wilka" równie mocno, jak zmęczył mnie "Wywiad z wampirem". Historia o wilkołakach wciąga bez reszty niczym huragan i porusza zarówno emocjonalnie, jak i filozoficznie - nagle, po lekturze tej powieści, zastanawiamy się nad ludzką egzystencją, jej sensem oraz normami moralnymi, które wyznacza nam społeczeństwo. W książce nie brakuje żywych, zarówno pozytywnych i negatywnych postaci, a także tajemnic, które nadają całej fabule odpowiedniej atmosfery. Groza przeplatana z gorącym uczuciem, moralność złączona ze zbrodnią i wreszcie natura zwierzęcia zespojona z ludzką duszą. Cudowna historia, nie tylko dla wiernych fanów Anne Rice (jestem tego prawdziwym przykładem) :D


Moja ocena
9 / 10

wtorek, 14 października 2014

Posępna litość (Jej Nadobna Zabójczyni #1) - Robin LaFevers


Tytuł: Posępna litość
Tytuł oryginalny: Grave mercy
Wydawnictwo: Fabryka Słów
ISBN: 9788375748826
Liczba stron: 560
Anna - moja ocena: 8 / 10

Sam bóg śmierci naznaczył 17-letnią Ismae niezwykłym brzemieniem i zdolnościami. Jako assassin, może uchronić swój lud przed zatraceniem i zdradą. Jednakże, aby tego dokonać, musi zabijać. Nawet tych, których kocha.
„Noszę ciemnoczerwone piętno, biegnące od lewego ramienia po prawe biodro, ślad po truciźnie, którą matka dostała od znachorki, by pozbyć się mnie ze swego łona. Według znachorki fakt, że przeżyłam, to nie żaden cud, a znak, że zostałam poczęta przez samego boga śmierci”.

Okładka kusi, opis intryguje, a sama fabuła... Nie ma to jak assasin w spódnicy, a do tego jeszcze historyczne klimaty i prosty, aczkolwiek magiczny język autorki. Po pierwszym rozdziale byłam zauroczona, po drugim wciągnęłam się nieodwołalnie. "Posępna litość" jest oryginalna i bezsprzecznie nie do podrobienia.

Bohaterowie
Ismae poznajemy jako zastraszoną, udręczoną duszę, kulącą się na widok surowego, brutalnego ojca. Została sprzedana niczym koza miejscowemu mężczyźnie, jednak narzeczony Ismae nie wie, że nosi ona piętno - piętno samego boga śmierci...
Bohaterka przechodzi przemianę w dalszych częściach powieści, nie tylko na początku, gdy zostaje assasinem tajemnego zakonu, ale także potem, otoczona przez intrygi dworskie, nienawiść i chciwość ludzi łasych na koronę młodej księżnej, ale także własne skomplikowane uczucia. Jest silna psychicznie i fizycznie, ale potrafi być także czuła i wrażliwa (pomijając jej wiedzę o tysiącach sposobach na uśmiercenie człowieka, których chętnie używa na tych, który zasłużyli na wieczny spoczynek).
Intrygującym bohaterem jest także Duval, szlachcic współpracujący (nie z własnego pomysłu) z Ismae. Szorstki i męski niczym średniowieczny rycerz, ale także obeznany ze sztuczkami dworskimi oraz grami psychicznymi stanowiącymi drogę do szczytu sławy w hierarchii szlacheckiej. Między nim a Ismae rodzi się porozumienie, a potem nawet coś więcej...

Fabuła
Pomysł osadzenia historii o zakonie pod wezwaniem i opieką starego boga śmierci praz garści kobiet zamkniętych w murach kościoła, uczących się zadawania śmierci - to wszystko w klimatach średniowiecznej Europy? Kupuję to! Mimo braku szczególnego entuzjazmu do wątków historycznych, "Posępną litość" czytało mi się wyjątkowo łatwo, o czym szczególnie przesądził kunszt literacki autorki i jej bogaty język, zrozumiały dla zwykłych zjadaczy chleba, ale i nie dający wrażenia, że powieść przeznaczona jest dla szczególnie nieoczytanych jednostek. Zawikłanie relacji między poszczególnymi przedstawicielami szlachty dworskiej, z różnych krajów, tylko dodało fabule smaczku. Ostatecznym preludium okazało się zakończenie, które dosłownie wprawiło mnie w zdumienie, ale i wywołało łzy radości.

Ogólne wrażenie
Opracowanie graficzne okładki oraz składu i redakcji tekstu, niemal jak zawsze w przypadku Fabryki Słów, po prostu świetne. Fabuła i kreacja bohaterów żywa, napisana bez wysiłku, z wielkim zapałem. Akcja wciąga bez reszty, pochłania, a potem wypluwa, niczym pralka na najwyższych obrotach, aż chce się więcej i więcej. Dziękuję bardzo autorce za wątek romantyczny, bez którego ta powieść nie byłaby "pełna" - to moje zdanie, całe życie jestem niepoprawną romantyczką, wybaczcie mi to XD
Polecam powieść wszystkim fanom dobrej lektury, czytanej z wielką przyjemnością.


Moja ocena
8 / 10

poniedziałek, 22 września 2014

Kroniki Mac O'Connor #1, #2, #3 - Karen Marie Moning



Tytuł: Mroczne szaleństwo, Krwawe szaleństwo, Szaleństwo elfów
Tytuł oryginalny: Darkfever, Bloodfever, Faefever
Wydawnictwo: MAG
ISBN: 9788374802123, 9788374802222, 9788374802611
Liczba stron: 380, 389, 440
Anna - moja ocena: 9 / 10

"Nazywam się MacKayla, w skrócie Mac. Jestem widzącą sidhe, tą, która widzi elfy. Z tą świadomością pogodziłam się dopiero niedawno i bardzo niechętnie.
Moja filozofia jest bardzo prosta – każdy dzień, kiedy nikt nie próbuje mnie zabić, to dla mnie dobry dzień. Ostatnio nie było ich wiele. Szczególnie od czasu, gdy zaczął pękać mur dzielący świat ludzi i elfów. Z drugiej strony, od tego czasu żaden widzący sidhe nie miał dobrego dnia”.
Kiedy siostra MacKayli została zamordowana, pozostała tylko jedna wskazówka dotycząca okoliczności jej śmierci – enigmatyczna wiadomość na poczcie głosowej Mac. Dziewczyna jedzie do Irlandii w poszukiwaniu odpowiedzi i wkrótce odkrywa, że stoi przed nią jeszcze większe wyzwanie – pozostanie przy życiu na tyle długo, by zapanować nad mocą, której istnienia nie była nawet świadoma - darem, który pozwala jej spojrzeć poza świat ludzi, w niebezpieczne dziedziny elfów...
Gdy Mac zagłębia się w tajemnicę śmierci siostry, każdy jej ruch śledzi mroczny, tajemniczy Jericho... a jednocześnie zbliża się do niej bezlitosny V’lane – elf, który sprawia, że seks staje się dla ludzkich kobiet uzależnieniem. Granica między światami zaczyna pękać, a prawdziwa misja Mac staje się oczywista – musi odnaleźć nieuchwytną Sinsar Dubh, zanim ktoś inny zdobędzie wszechpotężną Mroczną Księgę. Ponieważ ten, kto pierwszy do niej dotrze, zdobędzie całkowitą władzę nad oboma światami...

Elektryzująca, mroczna i tajemnicza - nawet te trzy słowa nie mogą oddać w pełni prawdziwego charakteru książek z serii "Kroniki Mac O'Connor", które wszystkie przeczytałam niemal w jeden tydzień. Jeszcze żadna seria mnie tak nie porwała, zacisnęła w swoich szponach i nie wypuściła jeszcze długo po skończeniu trzeciego tomu.

● Bohaterowie
Główna bohaterka, MacKayla "Mac" jest z pozoru zwyczajną dziewczyną, zakochaną w jasnym słońcu, wszelakich odcieniach różu oraz wylegiwaniu się przy basenie w rodzinnym miasteczku. Kiedy jej siostra ginie, oddalona kilka tysięcy kilometrów od domu, Mac postanawia wyruszyć do Irlandii, mimo sprzeciwu pogrążonych w żałobie rodziców, by samodzielnie odnaleźć mordercę. Początkowo nieco irytująca bohaterka jest tak naprawdę niezwykle prawdziwa, niewyidealizowana, żywa, zbudowana z krwi i kości. Prawdziwa blondynka, jednak z ikrą, która sprawiła, że w pewnym momencie zorientowałam się, że bardzo ją lubię. Drugim bohaterem, który przyciąga uwagę czytelnika z siłą (nie)ziemskiej grawitacji jest Jericho Barrons, w pewien sposób "kompan" naszej kochanej Mac, niezwykle drażniący i ponury facet, którego od progu pokochałam. Dlaczego? Ma urok dzikiego zwierzęcia, nie do końca oswojonego, co całkowicie podbiło moje serce. Nie patyczkuje się z nikim, jest bezwzględny i cały czas nosi się w czerni *.* (serce niemal wyskakuje mi z piersi, gdy to wspominam).

Fabuła
Pomysł z elfami, zupełnie nieprzypominającymi Legolasa z powieści Tolkiena (przy elfach przedstawionych w "Mrocznym szaleństwie" Legolas to odpowiednik Kena) i widzącymi sidhe jest wyjątkowo oryginalny i ma potencjał, który autorka z pewnością wykorzystała. Niektóre opisy wydają się zbędne, jednak tak naprawdę świetnie budują świat głównej bohaterki i pokazują szczegóły, które momentami mają tutaj ogromne znaczenie. Sama więź między Mac a Barronsem doprowadza mnie do wrzenia i nie daje spokoju - iskra między nimi jest tak silna, że mogłaby podpalić Dublin, a nawet całą Irlandię. Niby coś się między nimi dzieje, a potem znowu nienawidzą się jak pies z kotem. Czekam niecierpliwie na rozwinięcie tego wątku (mam nadzieję, że w kierunku, o którym marzę).

Ogólne wrażenie
Mogę wam powiedzieć jedynie: PRZECZYTAJCIE TO!
Niesamowita fabuła, świetny styl pisania, ogromne emocje i brak snu zagwarantowane! Kocham, kocham, kocham... po prostu kocham. Teraz trzeba jednak czekać na kolejne tomy, które (mam nadzieję) pojawią się już niedługo za pośrednictwem wydawnictwa MAG - modlę się o to niemal każdego dnia ;-;


Moja ocena
9 / 10

poniedziałek, 8 września 2014

"Mroczne umysły" (Mroczne umysły #1) - Alexandra Bracken


Tytuł: Mroczne umysły
Tytuł oryginalny: The Darknest Minds
Wydawnictwo: Otwarte
ISBN: 9788375150476
Liczba stron: 456
Anna - moja ocena: 9 / 10

Mam na imię Ruby.
Potrafię wedrzeć się do twojego umysłu, a nawet wymazać wspomnienia. Jako dziecko zostałam wysłana do obozu „rehabilitacyjnego” dla takich jak ja. Zieloni, Niebiescy, Żółci, Pomarańczowi, Czerwoni. Mroczne umysły. Zostałam przydzielona do Zielonych, ale w rzeczywistości jestem ostatnią z Pomarańczowych. Ukrywam to, żeby przetrwać.

Gdy tylko zobaczyłam tą książkę w Empiku, musiałam mieć ją w swoich łapkach. Okładka jest przyciągająca, tajemnicza i zwabiła mnie do siebie niczym miód wyjątkowo łasą na słodycze pszczółkę. Opis jest intrygujący, chociaż irytuje mnie ostatnio często praktykowane porównywanie niemal każdej nowej serii do Igrzysk Śmierci. Naprawdę, niemal wszędzie to widzę (nie chodzi o to, że nie lubię Igrzysk, ale co za dużo, to niezdrowo). Ale ten szczegół mnie nie zniechęcił, nawet trochę, więc zaczęłam czytać i... całkowicie przepadłam.

Bohaterowie
Wiedząc, o czym jest książka, pomyślałam sobie, że pewnie główna bohaterka będzie niezwykle odważna, nieco pyskata, na pewno silna... A tymczasem poznajcie Ruby, która poznajemy, gdy ma dziesięć lat i trafia do obozu dla "odmieńców", gdzie to wślizguje się do grupy Zielonych, by pozostać bezpieczną. Dziecko z pewnością skrzywdzone, przerażone, zdezorientowane nową, otaczającą je rzeczywistością, o wiele okrutniejszą od domu, który wcześniej znała. Ruby przechodzi przemianę podczas trwania całej akcji, gdzie potem w wieku szesnastu lat z zamkniętej w sobie i wiecznie krytykującej siebie nastolatki z paranormalnymi umiejętnościami zostaje odważną, walczącą o siebie i przyjaciół bohaterką, do której aż żal się nie przywiązać. Jej druhowie - Liam, mała Suzume oraz Pulpet - także urzekli mnie swoimi zróżnicowanymi osobowościami.

Fabuła
Pomysł na posegregowanie "specjalnie uzdolnionej" młodzieży względem kolorów - w grupach istnieją Zieloni, Niebiescy, Żółci, Czerwoni oraz Pomarańczowi - jest nieco podobne do umieszczenia ludzi w Dystryktach (jak w "Igrzyskach Śmierci") i tak samo jak w trylogii autorstwa Suzanne Collins, tutaj także nad ludźmi panuje nieprzejednany rząd. Jednak, jak dla mnie, tutaj właśnie podobieństwo do Igrzysk się urywa. Akcja dzieje się w zawrotnym tempie, a barwne opisy oraz uczucia rodzące się pomiędzy bohaterami urzekły mnie od razu i zacisnęły szpony na biednym, szybko bijącym serduszku. Już dawno książka krążąca w tematyce niedalekiej, czarno się malującej przyszłości tak bardzo mnie wciągnęła. Przeżywałam wraz z bohaterami wszystkie niebezpieczeństwa, ale także chwile radości. Pojawia się tutaj nutka (a może nawet trzy) romansu, co ostatecznie sprawiło, że wprost nie mogłam się oderwać.

Ogólne wrażenie
"Mroczne umysły" to wspaniała, wciągająca książka, pierwszy tom wciągającej trylogii. Przyznam szczerze, że mimo wielkiej miłości do bohaterów i fabuły, końcówka powieści nieco mnie zdruzgotała - do tego momentu ocieram łzy. Pocieszam się myślą, że może w kolejnym tomie wszystko się rozwiąże i nie pozostawi mnie w poczuciu kompletnej rozpaczy oraz żalu.
Polecam pierwszy tom każdemu, kto szuka książki obfitej w akcję, emocje i napięcie!


Moja ocena
9 / 10

sobota, 30 sierpnia 2014

Podsumowanie wakacyjne

Cóż, już za niecałe 30 minut rozpocznie się ostatni dzień wakacji. Ubolewam nad końcem wolnego czasu, który przeznaczałam na czytanie, ale także i pisanie, chociaż oczywiście koniec wakacji nie oznacza końca czytania :) Nawet w nawale pracy trzeba czasami znaleźć chwilę na odrobinę przyjemności przy herbacie (kawa dla kochanej Elle i innych kawoszy) i dobrej powieści na kolanach.

Anna & Elle (zsumowanie wakacyjnych wyników):
Liczba przeczytanych książek od 01.07.14 - 31.08.14 : 27
Liczba przeczytanych mang od 01.07.14 - 31.08.14 : 18

Czyste szaleństwo :)
Nasz blog jest nowy, więc mam nadzieję, że wesprzecie nas w początkach recenzenckiej działalności.

A teraz się przyznajcie: a wy ile przeczytaliście w te wakacje? XD

"Posłaniec" - Markus Zusak



Tytuł:
Posłaniec
Tytuł oryginalny: The Messenger
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
ISBN: 9788310116437
Liczba stron: 352
Anna - moja ocena: 7 / 10

Poznajcie Eda Kennedy’ego – przeciętnego taksówkarza, kiepskiego karciarza, pechowca w miłości. Mieszka w ruderze na przedmieściach, dzieli się kawą ze swoim psem Odźwiernym i darzy uczuciem koleżankę Audrey. Jego życiem rządzą spokojna rutyna i brak perspektyw – do chwili, gdy pewnego dnia niechcący powstrzymuje napad na bank.
I wtedy pojawia się pierwszy as.
Wtedy Ed zostaje Posłańcem.
Tak oto wybrany, wędruje przez miasto, pomagając i cierpiąc (jeśli to konieczne), aż pozostanie już tylko jedno pytanie – kto stoi za jego misją?

Markus Zusak to znany pisarz, rozpoznawalny szczególnie dzięki swojej powieści "Złodziejka książek", z którą niestety nie miałam jeszcze okazji się zapoznać, ale mam nadzieję, że niedługo nadarzy się okazja. Zabierałam się do "Posłańca" niczym pies do jeża, nieco zniechęcona dziwnym stylem pisania autora i jego dosyć oryginalnym sposobem kreowania fabuły. Czytałam najpierw wolno, męcząc się z każdą stroną, a potem wciągnęłam się i razem z głównym bohaterem przeżywałam coraz to kolejne "wiadomości", które musiał on dostarczać ludziom w swoim miasteczku.

Bohaterowie
"Poznajcie Eda Kennedy'ego – przeciętnego taksówkarza, kiepskiego karciarza, pechowca w miłości." - tak właśnie zaczyna się opis książki i już po pierwszym rozdziale czytelnik orientuje się w prawdziwości tych słów i jednocześnie beznadziejności życia głównego bohatera. Jeździ on starą, wysłużoną taksówką, mieszka w starej ruderze ze swoim psem-kawoszem Odźwiernym (jedną z moich ulubionych postaci) i codziennie dostrzega banalność swojego małomiasteczkowego życia, jednak nie ma pomysłu ani chęci, by coś z nim zrobić. Ed jest tak przeciętny i zwyczajny, że to wprost odświeżające i wywołuje na moich ustach uśmiech. Po tylu książkach, gdzie główny bohater jest od początku kimś wyjątkowym, mimo że sam tego nie dostrzega lub inni także, a potem chcą tę wyjątkowość wykorzystać na wszelkie możliwe sposoby, "zwyczajny Ed" z miejsca stał się najsympatyczniejszym elementem całej tej historii. Ale oprócz niego jest przecież także Marv ze swoim rozpadającym się samochodem, bezrobotny i obojętny niemal na wszystko Richie, a także Audrey, w której podkochuje się Ed i nie jest to żadną tajemnicą. Każdego z tych bohaterów moglibyście spotkać w rzeczywistym świecie, za co powieść zasłużyła na wielkiego plusa z mojej strony.

Fabuła
Pomysł posłańca niosącego wiadomości, niekoniecznie z własnej woli, jest bardzo oryginalny i z takim nie spotkałam się w żadnej dotychczasowej powieści. Nie ma tutaj elementów fantastycznych, a mimo to człowiek, czytając "Posłańca", ma nieodzowne wrażenie, że trafił do Krainy Czarów. Spotykamy się tutaj z wieloma ludzkimi problemami, znanymi zwykłym zjadaczom chleba, jeśli nie z życia codziennego własnego lub kogoś znajomego, to choćby z telewizji lub gazet, takimi jak np. przemoc w rodzinie lub staruszkowie u schyłku swego życia osamotnieni przez rodzinę i znajomych. Ed staje się Posłańcem po to, by pomóc takim ludziom, nieco rozjaśnić ich życie lub po prostu uświadomić im pewne prawdy, których nie dostrzegali lub je ignorowali. Niemal na każdej stronie coś się dzieje, a mimo to akcja wcale nie dzieje się szybko - bardzo trudno to wytłumaczyć. Żeby zrozumieć, należy przeczytać.

Ogólne wrażenie
Książka, mimo kiepskiego pierwszego wrażenia i chwilowej niechęci po pierwszym rozdziale jest przyjemna i bardzo życiowa. Czytając ją i śledząc poczynania bohaterów, zwłaszcza Eda, ale nie tylko, przeżyjemy prawdziwą huśtawkę emocji. W jednym momencie śmiałam się z jakiegoś głupiego tekstu jednego z przyjaciół głównej postaci, a zaraz dopadał mnie niewyjaśniony stres i zdenerwowanie, po czym (najczęściej już na końcu powieści) wybuchałam płaczem (ze wzruszenia, radości lub smutku). "Posłaniec" to prawdziwy rollercoaster dla osób empatycznych jak ja, które wczuwają się w nawet najmniejszą błahostkę. Polecam lekturę "Posłańca", bo wywarła na mnie niezwykłe wrażenie. Nie jest to zdecydowanie lektura na jeden wieczór, którą pochłania się w całości, lecz dzieło, którym należy się cieszyć powoli, z rozwagą oraz pełną świadomością, by potem wyciągnąć z niego przydatne wnioski. Na początku nie wiedziałam, co mam napisać, jednak dałam się ponieść wrażeniom po lekturze i słowa jakoś spłynęły z moich palców, specjalnie dla was :)


Moja ocena
7 / 10

środa, 27 sierpnia 2014

"Dziewczyna, którą kochały pioruny" - Jennifer Bosworth


Tytuł: Dziewczyna, którą kochały pioruny
Tytuł oryginalny: Struck
Wydawnictwo: Amber
ISBN: 9788324146000
Liczba stron: 368
Anna - moja ocena: 6 / 10

Mia Price to dziewczyna, którą kochają pioruny. Los Angeles jest jednym z niewielu miejsc, gdzie czuje się bezpieczna. Do czasu gdy trzęsienie ziemi niszczy miasto. Wokół panuje chaos. Plaże zmieniają się w gigantyczne wioski namiotów. Śródmieście jest rumowiskiem. Nocami w opuszczonych budynkach odbywają się dzikie imprezy. Ich uczestników przyciąga w ruiny moc, której nie potrafią się oprzeć. Dwie walczące ze sobą sekty gromadzą coraz więcej wyznawców. I obie widzą w Mii klucz do wypełnienia dwóch apokaliptycznych proroctw… Tajemniczy Jeremy obiecuje ją chronić, lecz czy jest tym, za kogo się podaje? Mia nie jest tego pewna. Wie tylko, że jego dotyk jest bardziej elektryzujący niż uderzenie pioruna…

"Dziewczyna, którą kochały pioruny" długo leżała na mojej półce, zanim zabrałam się za lekturę. Zachęcała mnie okładka oraz tytuł, chociaż, gdyby spojrzeć na tytuł oryginalny, tłumaczenie nijak nie wyszło. Opis wydawał się intrygujący i kiedy tylko nadeszły wakacje (nareszcie wolny czas), zabrałam się za czytanie.

Bohaterowie
Mia Price, główna bohaterka książki, wydaje się być zwykłą nastolatką - nic bardziej mylnego. Mia jest chodzącym piorunochronem - cały czas pragnie poczuć moc burzy na własnej skórze, to jej obsesja i przekleństwo jednocześnie. Polubiłam ją, chociaż niektóre jej decyzje nie były zbyt mądre, a wieczne wątpliwości i niezdecydowanie irytowały mnie niemiłosiernie. Bardziej od głównej bohaterki polubiłam Katrinę - zdecydowaną, pewną siebie i silną duchem. Zaś jeśli chodzi o tajemniczego Jeremy'ego, którego Mia poznaje w dość dziwnych okolicznościach, to mam w związku z nim mieszane uczucia - jednocześnie intrygujący, a z drugiej strony nijaki. 

Fabuła
Nawiązanie do burzy było oryginalne, z takim jeszcze się nie spotkałam. Dwie walczące ze sobą sekty, wielkie trzęsienie ziemi, nadchodząca apokalipsa - to wydaje się bardziej oklepane, ale nadal ciekawi. Jeśli chodzi o kreowanie akcji, książka nieco mnie znudziła. Fabuła to jeden wielki chaos, który zniechęcał mnie do dalszego czytania. Znalazło się tutaj miejsce na wątek romantyczny, chociaż jak dla mnie zabrakło tutaj... no, nie wiem, romantyzmu? Kiedy uczucie między bohaterami nie ujawnia się do połowy książki, a potem pojawia się ni z gruszki, ni z pietruszki niemal na samym końcu, wprawia mnie to w konsternację i brzmi sztucznie - do teraz odbija mi się plastikiem.

Ogólne wrażenie
"Dziewczyna, którą kochały pioruny" nie powala, ale nie można jej zaliczyć do najgorszych pozycji z gatunku. Bohaterowie średnio zróżnicowani, fabuła dosyć ciekawa i nietrudne do zgadnięcia zakończenie. Pozycja na jeden wieczór, lekka, nie pozostawiająca po sobie większych emocji.

“Iskrząca chemia łączy młodych zakochanych, którzy zmierzą się z niebezpieczeństwem jak z Igrzysk śmierci i wyborem jak z Niezgodnej – w działającej na wyobraźnię scenerii katastroficznego filmu.” – Kirkus Reviews

Słowa zupełnie nietrafione - nie ma tu powiązań z "Igrzyskami śmierci", a także "Niezgodną" i fani obydwóch serii tutaj przytoczonych będą tego samego zdania, jeśli tylko przeczytają książkę Jennifer Bosworth.


Moja ocena
6 / 10

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

"Intruz" - Stephenie Meyer


Tytuł: Intruz
Tytuł oryginalny: The Host
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
ISBN: 9788324586998
Liczba stron: 560
Anna - moja ocena: 9 / 10

Przyszłość. Nasz świat opanował niewidzialny wróg. Najeźdźcy przejęli ludzkie ciała oraz umysły i wiodą w nich na pozór niezmienione życie. W ciele Melanie jednej z ostatnich dzikich istot ludzkich zostaje umieszczona dusza o imieniu Wagabunda. Wertuje ona myśli Melanie w poszukiwaniu śladów prowadzących do reszty rebeliantów. Tymczasem Melanie podsuwa jej coraz to nowe wspomnienia ukochanego mężczyzny, Jareda, który ukrywa się na pustyni. Wagabunda nie potrafi oddzielić swoich uczuć od pragnień ciała i zaczyna tęsknić za mężczyzną, którego miała pomóc schwytać. Wkrótce Wagabunda i Melanie stają się mimowolnymi sojuszniczkami i wyruszają na poszukiwanie człowieka, bez którego nie mogą żyć.

Początkowo zabierałam się do lektury dosyć mozolnie, z przeczuciem, że powieść nie trafi w moje gusta. Powieść "Intruz" znanej autorki Stephenie Meyer nie jest tak sławna jak jej saga zapoczątkowana tomem pt. "Zmierzch" (bo kto nie zna depresyjnego Edwarda i anemicznej Belli?), której bardzo rozdmuchana sława szerzy się na całym świecie. O istnieniu "Intruza" dowiedziałam się dosyć niedawno (jakieś dwa lata temu) i od tamtej pory omijałam tą pozycję szerokim łukiem. Dlaczego?, zapytacie zaciekawieni. Otóż, opowieści toczące się w przyszłości i obcy najeżdżający naszą biedną planetę brzmią dla mnie niczym Star Trek i nie za bardzo mnie interesują - wolę znane wszystkim wilkołaki, wampiry, wróżki i inne, najróżniejsze stwory, które zawładnęły rynkiem wydawniczym. Kiedy już przełamałam swój opór, zaczęłam swoją przygodę z Melanie i Wagabundą...

Bohaterowie
Melanie i Wagabunda różnią się od siebie charakterami i podejściem do życia - nic w tym dziwnego, skoro druga z bohaterek jest stworzeniem zupełnie odmiennym od człowieka i przeżyła wiele tysięcy lat, podróżując między innymi planetami odległymi od Ziemi, o których istnieniu żaden człowiek do niedawna nawet nie wiedział. Melanie - prostolinijna, bardzo ludzka, emocjonalna, zdeterminowana. Wagabunda - pokojowa, spokojna, zdezorientowana natłokiem uczuć, które wywołuje życie na Ziemi. Mimo różnic, Melanie i Wagabunda dzielą się jednym ciałem, co jest niewygodne zarówno dla nich, jak i innych bohaterów, których poznajemy nieco później. Początkowo rozmowy, które dziewczęta prowadziły w myślach, doprowadzały mnie do szewskiej pasji i przeszkadzały w czytaniu oraz rozumieniu całości tekstu, jednak potem przyzwyczaiłam się do nich na tyle, by zagłębić się w treść książki. 

Fabuła
Pomysł na fabułę jest na swój sposób oryginalny i jednocześnie przerażający - bo co by było, gdyby w kosmosie naprawdę żyły istoty, które mogą przejąć kontrolę nad naszymi ciałami oraz umysłami? Przez początkowe dwieście stron większość tekstu stanowiły opisy przyrody oraz wewnętrzne wynurzenia Wagabundy, niezmiennie przeplatające się z jej dyskusjami z Melanie. Jednak po męczeństwie nadeszła pora na narastające zafascynowanie z mojej strony, które w ostateczności przerodziło się w miłość - zakochałam się w bohaterach na zabój, a zwłaszcza w Ianie oraz Wagabundzie. Akcja przyśpiesza na końcu książki po to, by wprawić nas w wahania nastrojów - od euforycznej radości po rzewny płacz - po czym zostawia nas całkowicie rozbitych psychicznie. W internecie (jakże cudownym internecie!) znalazłam wzmianki o drugim tomie, który rzekomo ma zostać wydany w niedalekiej przyszłości. Czekam na to niecierpliwie.

Ogólne wrażenie
Książka "Intruz"może i wciągnęła mnie dopiero po pierwszych dwustu stronach, jednak ostatecznie polecam ją każdemu, kto lubi powieści o miłości, przyjaźni i walce o wolność. Wstrząsnęła ona moim światem i pozostawiła mnie rozbitą oraz rozchwianą emocjonalnie - zakochałam się jak nic! Fabuła wnosi coś nowego, świeżego na rynek wydawniczy i kusi okładką, ale jest ucztą nie tylko dla oczu, ale i umysłu.


Moja ocena :
9 / 10

Wstęp

Z tej strony przemawia do was Anna.

Blog powstał dzięki dwóm maniaczkom czytania - mnie oraz Elle - i skierowany jest do osób podzielających naszą pasję, obsesyjnie skupioną wokół tradycyjnych, papierowych cudów natury zwanych książkami oraz ich elektronicznych krewniakach. Chcemy podzielić się z wami naszymi opiniami, niekiedy zbyt szczerymi (a może to i lepiej), które mogą wam posłużyć jako swego rodzaju podpowiedź, która powieść jest godna uwagi, a do której należy podchodzić z pewną dozą ostrożności.
Mam nadzieję, że przyjmiecie nas tutaj ciepło i zostawicie po sobie ślad w postaci komentarza.

A n n a - nieuleczalna romantyczka cierpiąca na przewlekłe stadium książkofilis. Młoda autorka o przekonaniu, że realny świat jest tylko plastikową powłoczką, skrywającą kolorowy świat fantazji, którego odkrycie dane jest tylko zaciekłym bibliofilom. Zaczytana, nieśmiała, niezdolna do odczuwania obojętności wobec większości gatunków zwierząt oraz bezwzględna morderczyni przekonania, że polscy autorzy nie mają nic do zaoferowania nawet najbardziej wymagającym czytelnikom.

E l l e - wielbicielka cappuccino, prowadząca tryb nocny, kochająca haute couture, żyjąca starym kinem niczym w Cinema Paradiso, artystka. Introwertyk, niepoprawna romantyczka i marzycielka. Lubiąca inteligentny żart i ironię, zazwyczaj wdychająca zapach Wiecznego Miasta z nogami na stole i książką w ręku.

Tym miłym wstępem witam was w ramionach Książkoholików :)